środa, 20 sierpnia 2014

Koizumi Yakumo - Podstęp



          Egzekucja miała się odbyć w ogrodzie rezydencji. Dlatego też bandytę wywleczono do ogrodu. Posadzono go na szerokim spłachetku piasku. Ścieżkę stanowiły tu ułożone z przerwami płaskie kamienie, jakie i dziś się spotyka w tradycyjnych japońskich ogrodach. Bandyta miał ręce związane na plecach, obłożyli go jeszcze słudzy workami pełnymi kamyków, żeby się ruszyć nie mógł. Postawili konew wody. Przyszedł pan obejrzeć te przygotowania, uznał je za właściwe, a nie mając nic do powiedzenia milczał.
          Aż tu raptem bandyta zaczął krzyczeć:
          - Wielmożny panie, to, czegom się dopuścił, za co mam być ścięty, nie ze złej woli, jeno z powodu mojej głupoty się stało! Za winy w poprzednim wcieleniu głupim się urodził, nigdy nie potrafiłem uniknąć omyłki. To bezprawie zabić człowieka za to, że jest głupi! O, nadejdzie odpłata za niesprawiedliwość! Jeśliś tak bezwzględny i mnie zabijesz, panie, ja już ci odpłacę pięknym za nadobne! Za czyn taki pewna pomsta cię czeka. Ząb za ząb, zło za zło pisane!
          A wiadomo wszystkim, że jak kto w chwili śmierci urazę poweźmie, to duch jego bierze odwet na mordercy swoim. I samuraj wiedział o tym bardzo dobrze.
          Odpowiedział jednak dziwnie spokojnie, niemal ze współczuciem:
          - Możesz straszyć nas po śmierci, ile zechcesz. Ja nie wierzę, żebyś mówił prawdę. Czy potrafisz mi dowieść, jak cię zetnę, że twoja wola pomsty jest silna?
          - Dowiodę z całą pewnością! – odparł bandyta.
          - Dobrze! – rzekł samuraj wyjmując z pochwy długi miecz. – Ścinam. Widzisz ten kamień przed sobą? Gdy ci głowa spadnie, bieżaj do kamienia i chwyć go zębami. Jeśli twój duch rozzłoszczony przyjdzie ci na pomoc, to pomiędzy nami zadrżą niektórzy ze strachu! No jak, popróbujesz gryźć kamień?
          - Ugryzę na pewno! – krzyknął ze złością bandyta. – Ugryzę, u…
          Błysnął miecz, świsnęło w powietrzu. Głuchy stukot. Pada ciało do przodu, na worki. Tryskają z szyi dwie długie strugi krwi, ciężko toczy się głowa po piasku prosto do kamienia. Głowa podskakuje nagle, a jej zęby wpijają się w kamień! I trwa tak z zaciekłością przez chwilę, po czym bezsilnie upada na piasek.
          Wszyscy wasale, ilu ich było, stoją oniemiali, ze strachem patrzą na pana. Pan jakby nigdy nic. Wyciąga tylko miecz ku najbliżej stojącemu. Ten drewnianym czerpakiem wodę na miecz leje, od rękojeści po czubek klingi, i kilkakroć starannie bibułką przeciera. Egzekucja skończona.

          Kilka następnych miesięcy spędzili wasale i słudzy w nieustannym strachu przed duchem. Nikt nie wątpił, że duch złoczyńcy wróci, by się zemścić. W ciągłej trwodze wciąż im się zdawało, że słyszeli, widzieli coś, czego nie było. Lękali się szmeru wiatru wśród bambusów, uciekali przed każdym cieniem poruszającym się w ogrodzie. Naradzili się w końcu i prosili pana, aby odprawić kazał modły za spokój duszy straconego.
          - Całkiem to zbyteczne – odparł samuraj, kiedy jeden z wasali wystąpił z tą prośbą w imieniu całej reszty. – Wiem ja, że ludzi przejmuje groza, gdy nam kto w chwili śmierci zemstę obiecuje. W tym jednak wypadku nie ma się czego obawiać.
          Spoglądają wasale błagalnie na pana, nikt jednak nie ma odwagi pytać, skąd ta pewność.
          - Otóż zupełnie to proste – odpowiada samuraj na nieme pytanie. – Rzeczywiście, ostatnia nadzieja, ostatnie pragnienie bandyty mogłoby zło sprowadzić, więc kiedym go prosił o dowód jakiś, to po to właśnie, aby uwagę jego odwrócić. Tak więc kiedy umierał, myślał tylko o jednym, jednego sobie życzył: wgryźć się w kamień. Życzeniu jego stało się zadość i na tym koniec. O żadnej innej zemście już nie pomyślał! Nie martwcie się zatem więcej, bo na tym rzecz cała się kończy.
          I rzeczywiście – ścięty bandyta żadnej zemsty nie przedsięwziął. I nic, zupełnie nic się nie zdarzyło.

Przełożyła Blanka Yonekawa

Opowiadanie znajduje się w antologii Ballada o Narayamie. Opowieści niesamowite z prozy japońskiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz