Był żołnierzem ciałem i duszą. Myślał
sobie nawet, że wojaczka przynosi ludziom jakiś pożytek. Wszystko jest w
porządku, bo młodzi ludzie mają przynajmniej coś do roboty, a ich – naturalne w
wieku dwudziestu lat – zuchwałość i nieokrzesanie muszą się jakoś utemperować.
Kiedy jednak zaczęło być naprawdę
gorąco, a nieprzyjaciel pojawił się od wschodu i od południa; kiedy tchórze ze
strachem obserwowali armię, a ludzie mężni tęsknym wzrokiem odprowadzali ciężkie
wojskowe transporty wiozące działa i zmęczonych mężczyzn, pełne buntu,
niepewności i oparów alkoholu – wtedy duch jego podupadł i osłabł, a teoria
siły zaczęła się rozpadać.
Dobrze jeszcze, że sen pomógł
wszystko rozwikłać:
On – żołnierz ciałem i duchem – stał w
mroźnej ciemności i bił się z nieprzyjacielem. Nagle z mroku wyskoczył jeden z
wrogów – straszny, dyszący gniewem i nienawiścią – by zaatakować go kolbą i
bagnetem. Lecz nasz żołnierz nie znał trwogi. Wycelował z karabinu i nacisnął
spust. Zagrzmiał cały świat, a człowiek spadał w przepaść…
Ale za nim wyłonił się drugi
nieprzyjaciel. Toczył pianę z ust, a krew ściekała mu po skroniach. Lecz nasz
żołnierz nie znał trwogi. Wycelował z karabinu i nacisnął spust. Zagrzmiał cały
świat, a człowiek znikał w przepaści…
Ale za nim pojawił się trzeci wróg, a
potem czwarty, piąty, dziesiąty, setny… Lecz nasz żołnierz nie znał trwogi,
wycelował z karabinu i nacisnął spust. Wybuch za wybuchem wstrząsały światem i
ludzie ginęli w przepaści. Bojaźń zbliżała się jednak niepostrzeżenie i kiedy
strącił sto dziesiątego wroga, strach gorszy niż śmierć ścisnął mu serce. Co
się dzieje? Ostatni z nieprzyjaciół zaśmiał się jak obłąkany! I karabin był taki
gorący, a naboje osmalone i zwęglone.
Ciemność zaczęła rzednąć. I co widzi?
Na wprost niego – żołnierza ciałem i
duchem – siedzi na szczycie góry potwór i śmieje się, śmieje. Rozdyma swą
trójgraniastą głowę, aż zakryła cały świat, a jego ogromny brzuch faluje nad
królestwami i ziemiami. Potężne łapy przesuwają się po grzbietach gór, wyrywają
miasta z korzeniami i drżą z rozkoszy. A potem nagle wzniosły się nieruchomo
nad żołnierzem. Wielkie oczy wpatrywały się w bohatera z niekłamanym
zdziwieniem. Żołnierzykowi wypadł z rąk karabin i stoczył się gdzieś do
podziemnych wąwozów.
- Kim jesteś?
Żadnej odpowiedzi. Cisza taka, że
słychać mijające lata…
- Kim jesteś?
Znów żadnej odpowiedzi! Przerażenie
takie, że czujesz, jak gnije ci ciało…
- Kim jesteś?
Po raz ostatni żadnej odpowiedzi!
Cisza, jakby piekło z niebem święte zawarło przymierze…
- Spójrz na dół! – Woła jakiś tajemny
głos.
Żołnierzyk spogląda pod nogi, i co
widzi? Nie stoi już na zwyczajnej ziemi, lecz na jej strasznym, zmienionym
potwornie obliczu. Tuż pod nogami dziura ciemna widnieje, nieco dłuższa niż
ciało człowieka. To jego grób, żołnierzyka ciałem i duchem.
Trwoga siada mu na kark i mocno
trzyma. Drapie i drapie, skrobie i kąsa, i mruczy z głodu i bólu, a oblicze
ziemi składa się do uśmiechu szczęścia:
- Chodź, chodź, sto jedenasty! Pójdź
do mnie!
A tam, na górze, zamiast potwora
siedzi Czas i nie przemówi ani słowem. Ogłuchł od grzmotu dział, z upływem
wieków serce mu skamieniało, a zmysły otępiały od przemówień reprezentantów
ludzkości.
Uniósł głowę i dziwne stroi miny.
Śmiech niebios i śmiech ziemi łączą się w jedną burzę śmiechu, aż trumna w
grobie z radości puściła się w tany…
Z dala słychać sygnał trąbki, komendę
do ataku, grzmot dział i dudnienie wojskowych transportów…
- Na pomoc! Na pomoc!
- Powtórzcie mi to jeszcze raz! Nie
rozumiem z tego ani słowa!
- Na miłość boską, panie pułkowniku,
błagam, aby mnie pan zwolnił z wojska i puścił do domu! Nie boję się o życie,
lecz o swoje myśli. Jestem człowiekiem, który dziś w nocy zaczął się zastanawiać,
zaczął myśleć. Proszę mnie zwolnić! Jestem tu zupełnie zbędny! Niech mnie pan
wyrzuci! A jeśli mi pan nie wierzy…
Żołnierz zrywa czapkę.
Jego włosy są zupełnie siwe…
Przełożył
Andrzej S. Jagodziński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz