piątek, 24 czerwca 2016

Jiří Mahen - Z perspektywy wieczności



          Był żołnierzem ciałem i duszą. Myślał sobie nawet, że wojaczka przynosi ludziom jakiś pożytek. Wszystko jest w porządku, bo młodzi ludzie mają przynajmniej coś do roboty, a ich – naturalne w wieku dwudziestu lat – zuchwałość i nieokrzesanie muszą się jakoś utemperować.
          Kiedy jednak zaczęło być naprawdę gorąco, a nieprzyjaciel pojawił się od wschodu i od południa; kiedy tchórze ze strachem obserwowali armię, a ludzie mężni tęsknym wzrokiem odprowadzali ciężkie wojskowe transporty wiozące działa i zmęczonych mężczyzn, pełne buntu, niepewności i oparów alkoholu – wtedy duch jego podupadł i osłabł, a teoria siły zaczęła się rozpadać.
          Dobrze jeszcze, że sen pomógł wszystko rozwikłać:
          On – żołnierz ciałem i duchem – stał w mroźnej ciemności i bił się z nieprzyjacielem. Nagle z mroku wyskoczył jeden z wrogów – straszny, dyszący gniewem i nienawiścią – by zaatakować go kolbą i bagnetem. Lecz nasz żołnierz nie znał trwogi. Wycelował z karabinu i nacisnął spust. Zagrzmiał cały świat, a człowiek spadał w przepaść…
          Ale za nim wyłonił się drugi nieprzyjaciel. Toczył pianę z ust, a krew ściekała mu po skroniach. Lecz nasz żołnierz nie znał trwogi. Wycelował z karabinu i nacisnął spust. Zagrzmiał cały świat, a człowiek znikał w przepaści…
          Ale za nim pojawił się trzeci wróg, a potem czwarty, piąty, dziesiąty, setny… Lecz nasz żołnierz nie znał trwogi, wycelował z karabinu i nacisnął spust. Wybuch za wybuchem wstrząsały światem i ludzie ginęli w przepaści. Bojaźń zbliżała się jednak niepostrzeżenie i kiedy strącił sto dziesiątego wroga, strach gorszy niż śmierć ścisnął mu serce. Co się dzieje? Ostatni z nieprzyjaciół zaśmiał się jak obłąkany! I karabin był taki gorący, a naboje osmalone i zwęglone.
          Ciemność zaczęła rzednąć. I co widzi?
          Na wprost niego – żołnierza ciałem i duchem – siedzi na szczycie góry potwór i śmieje się, śmieje. Rozdyma swą trójgraniastą głowę, aż zakryła cały świat, a jego ogromny brzuch faluje nad królestwami i ziemiami. Potężne łapy przesuwają się po grzbietach gór, wyrywają miasta z korzeniami i drżą z rozkoszy. A potem nagle wzniosły się nieruchomo nad żołnierzem. Wielkie oczy wpatrywały się w bohatera z niekłamanym zdziwieniem. Żołnierzykowi wypadł z rąk karabin i stoczył się gdzieś do podziemnych wąwozów.
          - Kim jesteś?
          Żadnej odpowiedzi. Cisza taka, że słychać mijające lata…
          - Kim jesteś?
          Znów żadnej odpowiedzi! Przerażenie takie, że czujesz, jak gnije ci ciało…
          - Kim jesteś?
          Po raz ostatni żadnej odpowiedzi! Cisza, jakby piekło z niebem święte zawarło przymierze…
          - Spójrz na dół! – Woła jakiś tajemny głos.
          Żołnierzyk spogląda pod nogi, i co widzi? Nie stoi już na zwyczajnej ziemi, lecz na jej strasznym, zmienionym potwornie obliczu. Tuż pod nogami dziura ciemna widnieje, nieco dłuższa niż ciało człowieka. To jego grób, żołnierzyka ciałem i duchem.
          Trwoga siada mu na kark i mocno trzyma. Drapie i drapie, skrobie i kąsa, i mruczy z głodu i bólu, a oblicze ziemi składa się do uśmiechu szczęścia:
          - Chodź, chodź, sto jedenasty! Pójdź do mnie!
          A tam, na górze, zamiast potwora siedzi Czas i nie przemówi ani słowem. Ogłuchł od grzmotu dział, z upływem wieków serce mu skamieniało, a zmysły otępiały od przemówień reprezentantów ludzkości.
          Uniósł głowę i dziwne stroi miny. Śmiech niebios i śmiech ziemi łączą się w jedną burzę śmiechu, aż trumna w grobie z radości puściła się w tany…
          Z dala słychać sygnał trąbki, komendę do ataku, grzmot dział i dudnienie wojskowych transportów…
          - Na pomoc! Na pomoc!


          - Powtórzcie mi to jeszcze raz! Nie rozumiem z tego ani słowa!
         - Na miłość boską, panie pułkowniku, błagam, aby mnie pan zwolnił z wojska i puścił do domu! Nie boję się o życie, lecz o swoje myśli. Jestem człowiekiem, który dziś w nocy zaczął się zastanawiać, zaczął myśleć. Proszę mnie zwolnić! Jestem tu zupełnie zbędny! Niech mnie pan wyrzuci! A jeśli mi pan nie wierzy…
          Żołnierz zrywa czapkę.
          Jego włosy są zupełnie siwe…


Przełożył Andrzej S. Jagodziński

Opowiadanie znajduje się w antologii Czas i śmierć. Antologia czeskich opowiadań grozy z XIX i początków XX wieku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz